O tak, tego jej było trzeba. Mroku, wilgoci i mrocznego, strasznego otoczenia. Była wreszcie na terenach swojego stada, jednym słowem była w domu. Nieśpiesznie pokonała tą drogę, aby znaleźć odpowiednią dla siebie skalną półkę. Wybrała taką, która miała dużą powierzchnie i była wysoko, wysoko nad ziemią. Była równocześnie ciekawa co robią inni, gdzie się schowali... Aczkolwiek pomimo słabej widoczności, nie było tutaj nikogo prócz niej samej. A może to i dobrze, odpocznie od tego całego zgiełku. Jednym słowem, będzie się lenić jak emerytka. Położyła się przy samej krawędzi, a tak żeby przednie łapy wisiały w powietrzu. Ziewnęła, jednocześnie cicho rycząc. Zaczęła bezwiednie merdać, kiwać ogonem na boki. Po dłużej chwili zaczęła czuć senność, która spowodowała, że przymknęła, a raczej zmrużyła nieco oczy... Benc, leżała już na prawym boku i wolniutko usypiała....